- Naruto, jeszcze raz! Nie możesz pozwolić, by
Hattori robiła z tobą, co zechce! – Instruktorka srogo spojrzała się na blond
włosego chłopaka. Naruto Uzumaki, bo tak ma na imię. Ja na tomista nazywam się
Sakura. Moją pasją są konie. Mam niecałe dwadzieścia lat. Posiadam własnego
konia – Sayonarę – klacz po traumatycznym życiu. Uratowałam ją od rzeźnickiego
noża. Kupiłam ją trzy lat temu. Jest to piękna, kara klacz z białą gwiazdką i
czterema skarpetkami. Kupiłam ją, ponieważ stwierdziłam, że jej piękny
charakter i wdzięk zasługują na przyszłość. Wszyscy mi odmawiali tego. Jednak
ja się uparłam i teraz nie żałuję. Klaczka ma niecałe sześć i pół roku. Ma
wielki potencjał do skoków i ujeżdżenia. Jej ruch jest delikatny i miękki. Tak
samo jak jej pysk.
Hattori, to koń Naruto. Piękny gniady ogier, z
podpalanymi nogami i dwiema skarpetkami na przednich nogach. Mój przyjaciel
odkupił go z targu koni, kiedy ten miał niecałe osiem miesięcy. Teraz, po ośmiu
latach, są zgranymi przyjaciółmi, choć czasem jeden z drugim się ze sobą kłócą.
Wtedy to się zaczyna rodeo.
- Sakura, teraz ty. – Tsunade, bo tak nazywa
się nasza trenerka. Spojrzałam na nią, po czym przeszłam ze stępa, go galopu.
Zrobiłam dwie wolty, po czym ruszyłam na przeszkodę, którą mi ustawiła. Był to
tripelbar. Potrójna przeszkoda składająca się z trzech blisko siebie stojących
stacjonat. Na oko ma ona z metr trzydzieści. Delikatnie nakierowałam swoją
klacz na przeszkodę, przyłożyłam łydki do konia, pochylając się przy tym
delikatnie do przodu i nieco popuszczając wodze. Sayonara skoczyła bezbłędnie.
Usiadłam w siodle, nadal przegalopowując. Zmieniłam kierunek, zmieniając tym
samym nogę u konia. Po kilku fulach przeszłam do kłusa, a zaraz potem do stępa.
– Bardzo dobrze. Naruto, ucz się od niej. – Westchnęłam. Pani Tsunade jest
bardzo wymagająca. Ale czego się spodziewać po mistrzyni Japonii? – Dobra.
Rozstępujcie konie i na dziś koniec. – Dodała, po czym ruszyła w stronę wyjścia
z parkuru. Puściłam wodze karusce, która natychmiast to wykorzystała,
wyciągając szyję w dół. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy dodatkowo prychnęła
zadowolona, że skończyliśmy.
- Sakura, musimy pogadać. – Blondyn podjechał
do mnie, zrównując się. Konie stępowały spokojnie obok siebie. Spojrzałam na
niego z niemym pytaniem. – Jutro przyjeżdża do nas nowy koń. – Skinęłam głową,
na znak, że wiem. No cóż, można powiedzieć, że prawie tu mieszkam, więc
słyszałam to i owo. Uzumaki nerwowo przygryzł dolną wargę, jakby nie wiedział,
jak złożyć zdanie. – Wiesz, kto jest jego właścicielem? – Spytał. Uniosłam
jedną brew do góry. Nie, tego akurat nie dane mi było się dowiedzieć.
- Niestety nie. Nie wiem, kim jest właściciel.
– Spoglądałam ze spokojem na niebieskookiego z nadzieją, że wie. Nie pomyliłam
się.
- Tylko proszę, nie rób nic głupiego, kiedy ci
powiem, okey? – Uśmiechnęłam się na to, po czym skinęłam. Naruto spojrzał się w
bok. – Właścicielem jego jest Sasuke. – Ostatnie słowo spowodowało, że
zatrzymałam Sayonarę, patrząc się zszokowana na Uzumakiego. Nie. Niemożliwe!
- Ten
Sasuke? Sasuke Uchiha? – Patrzyłam przerażona na chłopaka, który skinął jedynie
głową. Ścisnęłam mocniej wodze w dłoni, po czym zawróciłam klacz w kierunku
wyjścia. Muszę to sobie przemyśleć. Kiedy ruszyłam galopem, w stronę polany,
słyszałam jeszcze głośne krzyki Naruto, żebym wracała. Jednak ja nie mogłam.
Nie teraz... Nie, kiedy moje życie może się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni!
Galopowałam
w kierunku wzgórza, gdzie było moje ukochane miejsce. W oczach pojawiły się
łzy. Wspomnienia wróciły..
Było to równe trzy lata temu. Sześć miesięcy,
przed kupnem mojej klaczki. Wtedy ON przyjechał do naszej szkoły. To właśnie ja
mu wpadłam w oko. Zaczęło się niewinnie. Znajomi, potem przyjaciele… Jednak
wiedziałam, że czuję do niego głębsze uczucie, niż przyjaciel. Kiedy poprosił
mnie o chodzenie, natychmiast się zgodziłam. Jednak nie miałam wtedy pojęcia,
że to tylko głupi żart. Nigdy nie myślałam, że właśnie Sasuke będzie do tego
zdolny. Kiedy się o tym dowiedziałam, nie umiałam pohamować łez…
Był poniedziałek, początek lata. Weszłam do
szkolnej biblioteki, chcąc wypożyczyć książkę na referat. I wtedy ich
zobaczyłam. Ino i Sasuke. Całujących się. Stanęłam za jedną z półek z
książkami, żeby posłuchać, o czym rozmawiają.
- Sasuke, zajebiście wyszedł ci ten żart na
różowej. Naiwna dziewczynka dała się złapać. – Zaszczebiotała słodko. Uchiha
uśmiechnął się do niej delikatnie, ponownie ją całując w usta. Tego było za
wiele dla mnie. Wyszłam z ukrycia, pojawiając się przed oczami czarnowłosego.
Po moich policzkach spływały litry słonej wody, a oczy mnie piekły
niemiłosiernie. Byłam wściekła, że dałam się tak cholernie oszukać.
- Sakura… - Kiedy usłyszałam swoje imię,
zamknęłam oczy, wystawiając dłoń w geście, żeby milczał. Natychmiast ucichł. Ja
natomiast cała się trzęsłam ze wściekłości.
- Nic już nie mów, Uchiha! – Warknęłam w jeego
kierunku, zaciskając mocno palce, przez co stróżka krwi spłynęła mi po ręce. –
Z nami koniec. Choć nie wiem czy był w ogóle jakiś początek. – W jego oczach
widziałam szok, pomieszany z wściekłością i smutkiem. Nie przejęłam się tym
jednak zbytnio. Odwróciłam się napięcie, wychodząc z biblioteki. I w końcu nie
wypożyczyłam tej książki… Kiedy zatrzasnęły się za mną drzwi, puściłam się
biegiem w kierunku wyjścia ze szkoły. Nie miałam najmniejszej ochoty tu być.
Nie, kiedy ten kretyn w niej przebywa.
Zatrzymałam Sayonarę. Zeszłam z niej,
spoglądając na widok zachodzącego już słońca. Szybko odwróciłam się do karej,
ściągając z niej siodło i pozwalając, żeby zaczęła jeść trawę. Sama usiadłam
metr od niej, kładąc obok siebie siedzisko. Westchnęłam cicho, ocierając
pozostałości po łzach. Te wspomnienia bolą. I to bardzo.
Słońce chyliło się coraz bardziej ku
zachodowi, chowając swe pomarańczowo – żółte oblicze. Robiło się coraz
chłodniej. Wstałam z ziemi, otrzepując się. Z bryczesów wyciągnęłam telefon
komórkowy. Uśmiechnęłam się smutno, widząc dwadzieścia nieodebranych połączeń.
Wszystkie od blond włosego przyjaciela. Pociągnęłam nosem, powodując, że świeże
powietrze pojawiło się w moich płucach. Odwróciłam się do klaczy, podchodząc do
niej i głaszcząc jej delikatną szyję i grzbiet. Podniosła głowę, spoglądając na
mnie. Pogłaskałam ją po czole.
- Jedziemy? – Zapytałam. Sayonara prychnęła,
grzebiąc kopytem w podłożu i popychając mnie nosem. Zaśmiałam się, dalej
głaszcząc jej czarną grzywę.
Następnego dnia, byłam w stajni już o siódmej
rano. Nie chciałam widzieć nowo przybyłego konia. A tym bardziej jego
właściciela. Po śniadaniu dla koni, oporządziłam swoją karuskę, osiodłałam i
wyjechałam w teren. Na cały dzień chciałam wyjechać. I by mi się to udało,
gdyby nie wjeżdżający koniowóz, na podwórze stajni. Zatrzymałam klacz,
przyglądając się bogatemu samochodowi z naczepą, na której widniało nazwisko Uchiha.
Zmarszczyłam brwi. Przyłożyłam łydki do boków, napinając mięśnie. Złapałam
mocniej za wodze, czując jak rusza natychmiast kłusem. Ganaszowała się,
przechodząc do galopu. Mijając samochód, zauważyłam czarne włosy mojego byłego
chłopaka. Zignorowałam go, mijając i wyjeżdżając na pole, które było zaraz za
wyjazdem z podwórza.
- No dalej mała… - Szepnęłam, przykładając
mocniej łydki. Sayonara przyspieszyła z galopu w cwał. Chciałam jak najszybciej
znaleźć się nad jeziorem.
*
* *
Kiedy wjechałem na
podwórze nowej stajni, zacząłem się rozglądać. Parkur z plażowym piaskiem,
kilka dużych pastwisk z trawą, hala i stajnia. Wszystko wyglądało kameralnie i
spokojnie. Zatrzymałem samochód, gasząc po chwili silnik. Wysiadłem z wozu.
Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził dźwięk końskich kopyt, kłusujących w
moim kierunku. Moje oczy powiększyły się momentalnie, widząc jak kary koń
przegalopowuje kilka metrów ode mnie z jakąś dziewczyną na grzbiecie.
Najbardziej jednak mnie zdziwił kolor włosów tej amazonki. Różowe… Tylko jedna
osoba ma taki kolor włosów w najbliższej okolicy.
- Sasuke,
przyjacielu! Nareszcie jesteś. Boks czeka na twojego ogiera. – Z rozmyślań
wyrwał mnie głos Naruto. Spojrzałem na niego.
- Siemasz chłopie.
– Uścisnęliśmy sobie dłonie. – Kto to był, ta dziewczyna na karym koniu, co
przegalopowała tuż obok mnie.? – Zadałem natychmiast pytanie. Uśmiech Naruto od
razu znikł, a zastąpił go smutek i gorycz.
- To Sakura. A ten
koń, to jej klacz, Sayonara. – Odpowiedział. Tak jak myślałem. Zacisnąłem
dłonie mocno w pięści. – To, co? Wyprowadzamy twojego konia? – Naruto na powrót
przywdział uśmiech na twarz. Spojrzałem na niego spod byka. Skinąłem jedynie
głową, odwracając się napięcie i podchodząc do tyłu naczepy. Otworzyłem
drzwiczki, po czym wszedłem do środka. W jednym nie zbyt wielkich rozmiarów bosku,
stał cały kary ogier. Akai. Takie nosi imię. Kupiłem go od hodowcy za dość
nieduże pieniądze, ponieważ wykryto u niego wadę. Jego organizm nie produkował
tyle krwinek ile powinien. Podszedłem do zwierzęcia, delikatnie przejeżdżając
po jego białej łysinie. Prychnął głośno. Złapałem za kantar, który wisiał na
ścianie boksu, po czym założyłem go na głowę konia. Doczepiłem uwiąz, po czym
otworzyłem drzwi boksu, wyprowadzając go z przyczepy. – To Akai? – Na to
pytanie skinąłem głową. Rosły, prawie dwumetrowy koń zarżał cicho.
- Który boks? –
Zagaiłem, spoglądając kątem oka na Naruto. Ten spojrzał na mnie, przygryzając
wargę.
- Trzeci po
prawej. Koło Sayonary. – Odpowiedział, niepewnie się mi przyglądając.
Pociągnąłem delikatnie za uwiąz, ruszając z czarnuchem w stronę stajni.
Wszedłem do środka, rozglądając się na boki. Znalazłem odpowiedni boks, po czym
wprowadziłem Akaia do środka. Ściągnąłem derkę i ochraniacze, rzucając wszystko
koło wyjścia. Zdjąłem kantar, puszczając towarzysza, żeby mógł zapoznać się z
jednym z sąsiadów, którym okazał się koń Uzumakiego – Hattori. Obwąchały się
przez kraty, rżąc radośnie. Uśmiechnąłem się delikatnie. Kiedy już zamykałem
boks, pojawił się blondyn, oznajmiając, że za godzinę będą dawać obiad koniom.
Dzień mijał
spokojnie. Rozpakowałem wszystkie rzeczy i odłożyłem na miejsca. Dwie paki,
postawiłem w pomieszczeniu do tego przeznaczonym. Kiedy dochodziła godzina
dwudziesta, wziąłem się za czyszczenie ogiera. I to właśnie wtedy, ponownie
zobaczyłem ją. Weszła do stajni, rozmawiając ze swoją karą towarzyszką. Nie
zauważając mnie, wprowadziła ją do swojego boksu. Rozsiodłała, odkładając
wszystko na wieszak. Wzięła szczotki, rozczyszczając jej futro i grzywę. Kiedy
skończyła, odłożyła wszystko, po czym ściągnęła kask. Kaskada długich, różowych
włosów opadła na jej plecy.
- Sakura… -
Szepnąłem cicho. Jednak nie na tyle, żeby mnie nie słyszała. Spojrzała w moim
kierunku zaskoczona. Zapadła cisza, przerywana parskaniem i grzebaniem w
słomie, przez konie. Staliśmy, przypatrując się sobie nawzajem.
- Sasuke… -
Mruknęła równie cicho. Zamknęła oczy, zaciskając prawą dłoń na kantarze klaczy,
której chwilę wcześniej ową rzecz zdjęła. Rzuciła kantar i kask koło boksu. Odwróciła
wzrok ode mnie, łapiąc za drzwiczki boksu i zamykając je na zasuwę. Sayonara
wychyliła głowę, kładąc ją na ramieniu swojej właścicielki. Zielonooka
pogłaskała ją po ganaszach, odchylając się od niej, jednocześnie przechylając
głowę tak, że pocałowała zwierzaka w chrapy.
Wyszedłem z pomieszczenia Akaia, zrzucając szczotki do
skrzyni. Zrobiłem kilka kroków w kierunku różowowłosej.
- Możemy pogadać?
– Zadałem pytanie, które widocznie wyrwało ją z rozmyślań. Spojrzała na mnie
zaskoczona i jednocześnie nieźle wkurzona.
- O czym? – Zaczęła.
Odwróciła się do mnie przodem, marszcząc brwi. Nic nie odpowiedziałem, czekając
aż powie wszystko. – O czym ty do cholery jasnej chcesz rozmawiać, Sasuke? Ja
nie mam ci nic do powiedzenia! Rozumiesz?! Nic! – Zakańczając ten zlepek zdań,
zauważyłem jej wściekłość i jednocześnie w kącikach oczu łzy. Jednak z tego, co
wiem, to ona dopiero zaczyna. To jest dopiero początek. – Te trzy lata temu
okłamałeś mnie. Oszukałeś. – Zaczęła ponownie swój wywód. - Nie chcę mieć z tobą
nic wspólnego. Ledwo udało mi się ocknąć z tego wszystkiego, co czułam do
ciebie, a ty nagle mi się zjawiasz… - Zacięła się na chwilę, pociągając nosem i
wycierając łzy z policzków, które pojawiły się. - … Zjawiasz się w najmniej
oczekiwanym czasie. Wtedy, kiedy chciałam do Ciebie zadzwonić, powstrzymywałam
się, bo mój umysł twierdził, że tak jest lepiej. Serce mi krwawiło, kiedy
widziałam cię z Ino. – Zakończyła, odwracając głowę w stronę klaczy, która
trąciła ją chrapami w ramię. Pogłaskała ją po czole. Zrobiłem krok do przodu. –
Nie zbliżaj się do mnie, Uchiha! – Warknęła ostrzegawczo, nawet na mnie nie
patrząc. – Trzymaj się ode mnie jak najdalej. – Dodała po chwili. Widać, że
ponownie cierpiała. Zacisnąłem szczękę, na tyle mocno, że poczułem, jak nieprzyjemnie
moje zęby zgrzytają. Spuściłem głowę, patrząc teraz na czubki swoich butów.
- Przepraszam… -
Zacząłem. Spojrzała na mnie. – Ja… - Zaciąłem się, nie chcąc powiedzieć czegoś,
co by mogło ją zaboleć. – Ja… Nie wiedziałem, że mogę ciebie aż tak zranić.
Byłem szczeniakiem, który nie przejmował się uczuciami innych osób. –
Dokończyłem po chwili namysłu, podnosząc głowę i patrząc w jej zielone oczy,
które wyrażały wszystkie uczucia. – Kiedy wybiegłaś z biblioteki, próbowałem
cię odnaleźć… Jednak nie potrafiłem. Naruto powiedział mi wtedy, że wyjechałaś.
Nie powiedział jednak gdzie i na jak długo. – Jej oczy robiły się co raz
większe. Kontynuowałem, robiąc powoli kolejno krok za krokiem. – Wiedziałem, że
kiedyś tu wrócisz. Jednak, kiedy minął rok, straciłem nadzieję, że ciebie
jeszcze zobaczę. Wyjechałem do innej prowincji. Do Kyoto. – Jej źrenice na
ostatnie słowo się zwężyły do minimum. Przekręciłem głowę delikatnie w prawo.
Zaciekawiło mnie to, że tak zareagowała. Ciekawe, dlaczego…
Po moim długim
monologu nastąpiła długa, głucha cisza. Żadne z nas nie miało odwagi się
odzywać do siebie. Sakura głaskała swojego kopytnego zwierzaka, a ja natomiast
stałem i przypatrywałem się temu wszystkiemu. Różowowłosa urosła i wydoroślała.
Jej krągłości pojawiły się w paru miejscach. Jednocześnie była szczupła. Długie
różowe włosy opadały jej na plecy i częściowo na ciepłą kurtkę, którą miała na
sobie, i która uwydatniała jej piersi. I któżby pomyślał, że zakocham się w
takiej dziewczynie.
Po jakiś piętnastu
minutach Haruno, nie odzywając się do mnie, złapała za pudło ze szczotkami,
pocałowała Sayonarę w nos, po czym ruszyła w stronę siodlarni. Po chwili
wróciła i zabrała resztę rzeczy. Ja natomiast szybko wszystko schowałem do
pakamery, po czym ściągnąłem kantar z pyska Akaia, wieszając go na boksie i
zamykając drzwi. Kiedy wszedłem do siodlarni, zauważyłem, jak zielonooka pakuje
swój plecak. Złapała za szlówki, po czym odwróciła się w moim kierunku. Nie
patrząc na mnie ruszyła w stronę wyjścia. Spuściłem ponownie głowę. Wiem, że
nie mogę jej do niczego zmuszać, ponieważ mogę wtedy tylko pogorszyć. A tego
nie chcę. Chcę za to, by dała mi drugą szansę… Na poprawę. Nie zauważyłem
nawet, kiedy drzwi zatrzasnęły się za nią, a ona sama wybiegła ze stajni.
Widać, ten dzień był dla niej fatalny. Nie myśląc wiele, wyszedłem z siodlarni,
a zaraz potem ze stajni, żegnając się jeszcze szybko z moim wierzchowcem.
*
* *
Kiedy wróciłam do
domu, nikt na mnie nie czekał. Od kiedy moi rodzice nie żyją, sama zarabiam na
życie. Oboje zginęli w wypadku metra, które się wykoleiło. Westchnęłam cicho,
mrużąc oczy w momencie zapalenia światła w holu. Ściągnęłam buty i kurtkę, po
czym odłożyłam na swoje miejsce. Wzięłam kapcie i je założyłam na nogi.
Ruszyłam do kuchni, zapalając natychmiast tam światło. Podeszłam do barku, z
którego wyciągnęłam sake. Otworzyłam je i wypiłam jedną dziesiątą na jeden łyk.
Dostałam ochoty na upicie się. Chcę, choć na chwilę zapomnieć o dzisiejszym
dniu. Jutro, co prawda mam trening z Tsunade- sama… Ale ona będzie mi musiała
wybaczyć. Ruszyłam w stronę salonu, gasząc światło w kuchni. Przeszłam przez
przedpokój, wchodząc po kilku sekundach do dużego pokoju z wyjściem na taras.
Usiadłam na kanapie, stawiając naprzeciwko, na stoliku butelkę alkoholu.
Odchyliłam się do tyłu, opierając się o oparcie kanapy. Mój wzrok powoli
prześlizgiwał się ze ściany, na obrazy i zdjęcia koni, na kominek, na którym
było zdjęcie moich rodziców… Na końcu zjechał na telewizor, który właśnie
włączyłam. Leciał właśnie film, którego nie widziałam już z dobrych dziesięć
lat. Położyłam pilota koło poduszki, a sama oparłam lewe ramię o boczne
oparcie. Podparłam na tej ręce głowę, puszczając na ziemię papcie i podkulając
na kanapie nogi. W drugą dłoń złapałam za sake, upijając kolejnego łyka.
Zmrużyłam oczy, cicho mlaskając. Odkleiłam swoją dłoń od głowy, sięgając do
szafki, z której po paru sekundach szukania w szufladzie, wyciągnęłam paczkę
papierosów L&M click’s, zapalniczkę oraz popielniczkę. Wyjęłam jeden
rakotwórczy zawijas, całą resztę stawiając na stole. Odpaliłam go, po czym się
zaciągnęłam. Dym nikotynowy szybko spowodował rozluźnienie całego mojego
organizmu. Co chwila popijałam alkohol. Oglądałam film, pijąc i paląc na
całego.
Po trzech
godzinach, chyba nie byłam zbytnio zdolna, do jakiego kolwiek poruszania się.
Zdążyłam jedynie szybko skoczyć do łazienki, potykając się i przeklinając na
cały świat. Kiedy wróciłam, od razu złapałam za koc, który leżał na końcu
wersalki. Z cichym jękiem, położyłam się i prawie natychmiast zasnęłam, czując,
że następny dzień będzie gorszy od dzisiejszego.
Dwa tygodnie
później….
Na całe szczęście
przez ten czas rzadko, kiedy spotykałam Uchihę. Czasami pogadałam z jego
bratem, który pojawiał się również w stajni. Z Itackim mogłabym rozmawiać
całymi dniami. Był zupełnie inny od jego młodszego braciszka. Wesoły, pogodny z
dużą dawką żywej energii. Za każdym razem kiedy widziałam Sasuke, jak
najszybciej wybywałam ze stajni. To na tor wyścigowy, który mieliśmy nieopodal,
to w teren, albo na trening z Tsunade. Nie miałam zamiaru z nim więcej
rozmawiać, niż krótkie „cześć”.
I tym razem nie
było wyjątków. Przyszłam do swojej klaczy z samego rana. Czarnowłosy był już,
tak samo jak i Naruto. Przeszłam obok nich, niezauważona, do siodlarni. Zdjęłam
siodło z wieszaka, złapałam za ogłowie i szczotki, po czym szybkim krokiem
wyszłam. Podeszłam do boksu, zawiesiłam siodło i ogłowie na boksie, odłożyłam
pudło ze szczotkami, po czym otworzyłam drzwi. Karuska przywitała mnie
przyjaznym, cichym rżeniem. Uśmiechnęłam się delikatnie, podchodząc do niej.
Wyciągnęłam z kieszeni smakołyk, po czym podałam go klaczy. Z wielką chęcią
pochwyciła go swoimi delikatnymi wargami. Pogłaskałam ją po czole, przyglądając
się jej.
- Jak się dziś miewamy? – Zagaiłam do niej,
klepiąc ją po szyi. Klacz prychnęła. Ponowny uśmiech wstąpił na moje usta.
Wyszłam z pomieszczenia, otworzyłam kuferek, po czym wyciągnęłam szczotki,
zgrzebło i kopystkę. Weszłam z powrotem. Część szczotek odłożyłam, zostawiając
je na ściółce, pod karmidłem. – Daj nogę. – Poprosiłam, schylając się i dłonią
przejeżdżając przez połowę nogi.
Sayonara pomogła mi, unosząc ją do góry.
Złapałam za powierzchnię kopyta, czyszcząc wszystko, co się zebrało pod nim. To
samo zrobiłam z resztą jej nóg. Poklepałam kobyłkę, odkładając narzędzie tam
gdzie odłożyłam resztę. Wzięłam grzebień, po czym rozczesałam jej długą grzywę
i ogon. Następnie zabrałam zgrzebło i szczotkę, czyszcząc jej delikatne,
połyskujące futerko. Kiedy to zrobiłam, złapałam jeszcze za gąbkę,
przejeżdżając po jej pysku i wycierając z kurzu. Następnie szybko założyłam jej
ogłowie i siodło, a następnie ochraniacze. Kiedy ona była już gotowa, zamknęłam
ją na chwilę, ruszając do swojej paki, żeby wyjąć kask. Kiedy weszłam do
pomieszczenia, zauważyłam, że Naruto z Sasuke o czymś dyskutują zajadle.
Podeszłam do nich, z ciekawością, żeby podsłuchać.
- Sas, jeżeli chcesz z nią pogadać, to nie
prze ze mnie. Nie jestem od tego, żeby być posłańcem. – Rzekł Uzumaki. Uniosłam
lekko brew. O co im do cholery jasnej chodzi? – Po za tym, możesz z nią teraz o
tym pogadać. – Dodał, patrząc na mnie, z za ramienia czarnowłosego, który
właśnie w tej chwili się odwrócił. Zmarszczyłam momentalnie brwi. No dzięki
Naruto. A tyle go unikałam!.
- Jeżeli myślisz, że z Tobą o czym kolwiek
porozmawiam, to musisz się o to postarać. Nie ma innego wyjścia. –
Powiedziałam, kiedy już chciał się do mnie odezwać. Przeszłam obok niego,
stając przed swoją pakamerą. Otworzyłam ją, wyciągając kask. Zatrzasnęłam ją,
odwracając się w kierunku chłopaka. – Masz piętnaście minut na oporządzenie
swojego konia i osiodłanie. Jeśli chcesz rozmawiać, to nie tu, bo ściany mają
uszy. – Dodałam kilka sekund później, wpatrując się w jego twarz. Po tych
słowach, wyszłam natychmiast z pokoiku, trzaskając głośno drzwiami. Westchnęłam
cicho, ruszając do boksu Sayonary. Otworzyłam go, wchodząc natychmiast. Szybko
włożyłam na siebie toczek na głowę, zapinając go pod brodą. Złapałam za wodze,
po czym delikatnym szarpnięciem, wyprowadziłam czarną.
Kiedy wyszłam na podwórko, szybko wsiadłam na
grzbiet. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Ma jeszcze trzynaście minut.
Schowałam komórkę do kieszeni, zapinając ją na suwak. Spojrzałam na niebo.
Zapowiada się, że będę wracała w deszczu. Gęste chmury powoli zaczęły chować
słońce. Oparłam się o grzywę, napinając delikatnie wodze, żeby przypadkiem się
nie schyliła i mnie nie wysadziła z siodła. Myśli latały po mojej łepetynie jak
szalone, szukając stosownych odpowiedzi i pytań, które zadam tej mendzie.
Po jakiś dziesięciu minutach ocknęłam się z
letargu, słysząc odgłosy kopyt, stępujących po betonie. Po chwili pojawił się
koło mnie Akai, a na nim Sasuke we własnej osobie. Wyprostowałam się, łapiąc
oburącz za wodze.
- Jedziemy na tor wyścigowy. Zobaczymy czy ze
mną wygrasz. Jeżeli tak, to odpowiem na twoje pytania i wyjaśnimy sobie
wszystko. Jednak na nic więcej nie licz, jasne? – Skinął głową, na znak, że
rozumie.
- A jeśli ty wygrasz, zostawię ciebie w
spokoju. – Dodał, uśmiechając się szeroko. Czyżby miał aż takie mniemanie o
sobie i swoim koniu, że twierdzi takie coś? Również się uśmiechnęłam. Podaliśmy
sobie ręce.
- A więc wszystko jasne. – Spojrzeliśmy sobie
w oczy, po czym puściliśmy dłonie, ruszając.
Wjechaliśmy
na tor. Ustawiliśmy się na starcie. Konie niecierpliwie grzebały nogami w
piachu. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Gotów?! – Krzyknęłam. Nie odpowiedział mi,
tylko zebrał Akaia, pochylając się w przód. Zrobiłam to samo. – Start! –
Wrzasnęłam, przykładając mocno łydki, do boków, ruszając tym samym pełnym,
szybkim galopem. Ruszyliśmy równocześnie. Konie biegły łeb, w łeb. Dwa
okrążenia. Sayonara to wytrzyma, bo na tym torze potrafię z nią zrobić ponad
trzynaście takowych, co daje nam jakieś dwa, trzy kilometry. Uśmiechnęłam się
szerzej. Skuliłam się, puszczając wodze, trochę bardziej, zostawiając je
jedynie na delikatnym kontakcie. Klacz przyspieszyła tempa, momentalnie
wyprzedzając Akaia o pół długości. Jednak dwieście metrów przed metą, stało się
na odwrót, to Akai prowadził. Dwadzieścia metrów przed metą, oba konie ponownie
szły łeb w łeb, obok siebie. Kiedy przekroczyliśmy linię, zatrzymaliśmy
wierzchowce, do stępa, żeby odpoczęły.
- Remis. No, tego to bym się najmniej
spodziewała. – Mruknęłam cicho, puszczając wodze, żeby klacz mogła się
wyciągnąć. Spojrzałam kątem oka na Sasuke, który właśnie puścił całkowicie
wodze swojemu ogierowi. – Tego nasz zakład nie obowiązywał.– Dodałam już
głośniej. Spojrzał na mnie.
- To w takim razie pozostaje nam kompromis. –
Odpowiedział mi na moje nieme pytanie. Westchnęłam cicho, kierując się w stronę
wyjazdu z toru. Czarnowłosy jechał za raz za mną. Chyba nie ma wyjścia. Trzeba
na to pójść..
- Dobra, to w takim razie mów śmiało, co
chciałeś mi powiedzieć i o co prosiłeś Naruto. – Zaczęłam, po paru minutach
ciszy, którą przerywało ciche prychanie koni, co jakiś czas oraz dźwięczenie
kopyt. Uchiha zrównał się ze mną.
- Wtedy, kiedy uciekłaś, zrozumiałem, że źle
postąpiłem. Chciałem to wszystko jakkolwiek odkręcić. Wszystko jednak spaliło
na panewce, bo ty wyjechałaś z miasta. Po roku i ja to zrobiłem… - Nie
dokończył, bo mu przerwałam.
- Mówiłeś. Do Kyoto. – Wymamrotałam, nie
patrząc na niego. Nie chciałam mu mówić, że był tak blisko mnie.
- Tam zacząłem jeździć konno właśnie. Stamtąd
mam Akaia. Po tych dwóch latach, wróciłem tutaj, mając nadzieję, że wróciłaś i
wszystko się jakoś wyjaśni. Że mi wybaczysz i uznasz, że zaczniemy przyjaźń od
nowa. – Przerwał na chwilę, niepewnie spoglądając na mnie. Westchnęłam, mrużąc
oczy. – Jednak nie wiedziałem, że ty będziesz w miejscu takim jak stajnia.
Myślałem, że spotkam ciebie prędzej gdzieś indziej, ale nie tutaj. – Po tych
słowach nastąpiła chwila ciszy, którą przerywał jedynie chłodny, jesienny
wiatr.
Po paru minutach zmieniłam kierunek, za miast
do stajni zaczęłam kierować się na wzgórza. Sasuke chyba tego nie zauważył, bo
dalej kierował się w stronę domu dla koni. Przekręciłam oczami, zatrzymując
konia.
- Jak chcesz dalej rozmawiać, to zawróć się i
jedź za mną. Znam te tereny na pamięć. – Powiedziałam głośno, wyrywając
chłopaka z zamyślenia. Zawrócił Akaia, po czym ruszył za mną. – Dalej mała. –
Odezwałam się teraz do klaczki, zbierając ją i dosiadem delikatnie poganiając.
Ze stępa przeszła do kłusa. Z kłusa do galopu. Obejrzałam się za siebie,
widząc, że koń Sasuke robi to samo. Kiedy zwierzęta zrównały się ze sobą w
galopie, patrzyłam kątem oka co chwilę na Uchihę.
- Dokąd jedziemy?! – Krzyknął w moim kierunku.
Na moment się zmyśliłam.
- Na polanę, nad jeziorem. – Odpowiedziałam
głośno. Przegalopowaliśmy ładnych kilka kilometrów. Wyjechaliśmy z lasu,
kierując się teraz na wzgórza wrzosowe. Kiedy na nie wjechaliśmy, przeszłam do
kłusa. Czarnowłosy postąpił tak samo.
Zeszliśmy z koni. Wiatr głośno szumiał, bawiąc
się moimi włosami, trawą oraz wodą, która była w jeziorze. Westchnęłam cicho.
Podeszłam do karuski, ściągając z niej siodło i pozwalając, by się pasła.
Trawa tutaj była dość bujna. Siodło rzuciłam
niedbale na ziemię, a sama skierowałam się w stronę wzniesienia. Po krótkiej
chwili, dołączył do mnie Kiro-oki. Patrzyliśmy, jak wiatr mierzwi taflę
jeziora.
- Chciałem, by Naruto wyjaśnił Ci wszystko. –
Zaczął po długim momencie ciszy. Zmrużyłam oczy, kątem oka patrząc na jego
postawę. Spokojna i zrównoważona. Tak jak jego głos. – Jednak on nie chciał się
zgodzić. Próbowałem go przekonać, jednak wtedy ty weszłaś. – Westchnął, a ja w
tym momencie ukucnęłam nad niewielkim urwiskiem. Ponownie zapadła cisza.
- Sasuke… - Zaczęłam cicho, prawie
niesłyszalnie. Jednak chłopak usłyszał i zwrócił na mnie swój wzrok. – Powiedz
mi, dlaczego to zrobiłeś? Czemu to służyło? - Spojrzałam teraz na niego z
niemym żalem i smutkiem w oczach. Ukucnął obok mnie, tak byśmy byli na jednym
poziomie. Przez jakąś chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
- Nie wiem… Naprawdę nie wiem. To była taka
chwila, impuls. – Zaczął. Spuścił głowę tak, że jego grzywka zakryła mi widok
na jego oczy. – Chciałem być lepszy od reszty chłopaków. Chciałem, żeby zaczęli
uważać mnie za kogoś, kto poderwie każdą dziewczynę. – Na sekundę się zaciął.
Odwrócił wzrok na taflę jeziora. Patrzył na nią niewidzącym wzrokiem, tak jakby
wracał się do tego, co było tych parę lat temu. – Założyłem się z Kibą, że
poderwę ciebie, zaliczę i porzucę. – Odwrócił się teraz całkowicie w stronę
wody. Przyglądałam mu się z coraz to większym przygnębieniem i szokiem na
twarzy. – Byłaś jedyną osobą, która na mnie nie leciała. I na której po
niedługim czasie od poznania, zaczęło mi zależeć. Przestałem się przejmować
Kibą i zakładem. Naprawdę zacząłem cię lubić. – Zauważyłam, że patrzył na mnie
teraz. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Odwróciłam wzrok spoglądając teraz na
ciemne chmury. Skrzywiłam się. Nie zdążymy przed deszczem. A tym bardziej przed
burzą, która zaczynała powoli dawać się we znaki. Wstałam z podłoża.
- Ruszajmy. Kilometr od tego miejsca jest
chata z małą stajenką. Możemy się tam schronić przed burzą. – Mówiąc te słowa,
odwróciłam się i zaczęłam kierować się w stronę zwierząt, które pasły się kilka
metrów od nas. Sasuke również wstał z zajmowanego miejsca, ruszając za mną.
Szybko osiodłaliśmy konie, wsiedliśmy na nie, po czym ruszyliśmy w kierunku,
który obrałam.
Weszliśmy do pomieszczenia, przypominającego
małą, na cztery konie, stajenkę. Rozsiodłaliśmy wierzchowce, kładąc obok
jednego dużego boksu uprząż. Wpuściliśmy je do owego pomieszczenia, zamykając
drzwiczki na zasuwę. Wyszliśmy z budyneczku, zamykając główne drzwi.
- Jak dostaniemy się do domku? – Na to pytanie
uśmiechnęłam się delikatnie. Jakiś czas temu znalazłam to miejsce. Wyłamałam
kłódkę, a potem ją wymieniłam. Z kieszeni kurtki wyjęłam mały pęk kluczy.
Spojrzałam na Uchihę, który uśmiechnął się delikatnie. – To wiele wyjaśnia… -
Nic nie odpowiadając, podeszłam szybkim krokiem do frontowych drzwi, włożyłam jeden
kluczyk, przekręciłam go w zamku kłódki. Ciche kliknięcie oznajmiło mi, że
chata jest otwarta. Zdjęłam kłódkę z zawiasów przytrzymujących. Otworzyłam
drzwi, wchodząc do środka. Czarnooki wszedł tuż za mną, zamykając dom na zamek.
Odpięłam kurtkę i ściągnęłam z głowy kask, puszczając swoje włosy, by luzem mi
opadły na plecy. Budynek nie był wielki. Dwa pokoje na parterze, trzy na
piętrze, niewielka wnęka wejściowa, kuchnia i łazienka. Weszłam do dużego
pokoju po lewej stronie. Zrobiło się naprawdę ciemno na zewnątrz. Wyjęłam z
kieszeni spodni telefon. Była ledwo czternasta i brak zasięgu. Świetnie.
Westchnęłam cicho, kierując się w stronę kominka, przy którym leżały
porozrzucane kawałki desek i drewna. Parę razy zdarzyło mi się tu przebywać
wraz z Sayonarą. Kucnęłam przed jedynym możliwym ogrzewaczem mieszkania. Na
chwilę zatopiłam się w swoich przemyśleniach, jednak po tej chwili głośno
grzmotnęło na dworze. Odskoczyłam do tyłu z głośnym piskiem, przez co wpadłam
na nic niespodziewającego się Sasuke. Oboje się przewróciliśmy.
- Gomennasai, Sasuke. – Mruknęłam cicho,
odwracając się w jego kierunku. Oparłam swoje dłonie na jego torsie. Na moje
policzki wdarły się rumieńce. Cieszyłam się z tego, że w tym domu nie ma prądu,
i że jest ciemno.
- Nie ma sprawy. – Odpowiedział mi jeszcze
lekko zaskoczony. Kiedy chciałam wstać, złapał mnie za przegub ręki, przez co
ponownie upadłam na niego.
- Co ty robisz? – Mruknęłam cicho, kiedy
położył jedną ze swoich dłoni na moim policzku. Zamilkłam momentalnie, patrząc
na niego z szokiem. Palcami delikatnie głaskał mnie po policzku. Jego szorstkie
dłonie przejeżdżały po mojej delikatnej skórze. Patrzyłam na niego, co raz
bardziej zamierając.
Siedziałam
tak na nim zszokowana. Nawet nie zauważyłam, kiedy on usiadł. Nawet nie
zauważyłam, kiedy on złożył na mych ustach delikatny, pieszczotliwy pocałunek.
Poczułam jedynie przyjemny dreszcz, rozchodzący się po moim ciele. Myśli
zaczęły szybko przemieszczać się po mojej głowie, a serce na moment zamarło,
żeby zaraz ruszyć szybszym tempem.
*
* *
Wpatrywałem się w jej śliczne zielone oczy.
Zastanawiało mnie, dlaczego zamarła. Uśmiechnąłem się delikatnie. W szyby mocno
walił deszcz. Burza również dokazywała. Jednak od jakiś piętnastu minut już nie
tak bardzo. Pogłaskałem ponownie Sakurę po policzku. Jej oczy momentalnie
przypominały teraz małe spodki talerzy. Pochyliłem się lekko w przód. Muszę
sprawdzić jej reakcję. Jeżeli mnie odepchnie, to oznacza jedno, że zbyt ją
skrzywdziłem i nie chce ze mną być. A jeżeli nie zrobi tego, to będzie jasne,
że mi wybaczy.
Delikatnie dotknąłem swoimi ustami jej. Przez
moment moje wątpliwości rosły. Jednak po chwili, przestały i zmalały do
wielkości malutkiego ziarenka piasku. Niepewnie jej dłonie zaczęły błądzić po
moim torsie. Jej szczupłe, drobne ciało drżało z niepewności. Przymrużyłem
oczy, pogłębiając pocałunek. Jedną dłonią zjechałem na jej talię, natomiast
drugą, nadal trzymałem na policzku i gładziłem. Czułem jak miłe ciepło rozpływa
się od serca.
Równie delikatnie, jak zacząłem pocałunek, tak
również go zakończyłem. Kiedy oderwałem nas od siebie, oboje mieliśmy pożądanie
wymalowane na twarzach. Westchnąłem przeciągle, mrużąc oczy.
- Dlaczego…? – Usłyszałem jej cichy głos. Był
taki delikatny, niepewny. Spojrzałem na nią zaskoczony. Delikatny uśmiech
wpełzł na moje usta. Przejechałem ręką na jej podbródek i uniosłem go tak, by
mogła na mnie spojrzeć. Przez parę sekund wpatrywaliśmy się w siebie.
- Ponieważ to właśnie ty nawróciłaś mnie z
tego co mogło się wydarzyć wtedy. – Szepnąłem cicho, pochylając się w jej
kierunku. Oboje teraz już siedzieliśmy. Ona na moich kolanach, a ja na
podłodze. Kiedy kolejny głośny grzmot uderzył gdzieś nieopodal nas, Sakura
skuliła się. Automatycznie oplotłem ją ramionami, przyciągając do swojej klatki
piersiowej. Wtuliła się ufnie. Położyłem swoją brodę na jej głowie, głaszcząc
ją po ramieniu. Ponownie zapadła chwila ciszy, przerywana jedynie naszymi
oddechami, oraz odgłosami deszczu i burzy. Delikatnie zacząłem nami kołysać,
chcąc uspokoić Haruno. Czułem jak moja koszula staje się powoli mokra, jednak
nie przejąłem się tym zbytnio. Teraz nie ubrania są najważniejsze. Tylko ona.
Uśmiechnąłem się delikatnie, zjeżdżając brodą w dół i przytykając swoje usta do
czubka jej głowy. Pocałowałem ją, przymykając oczy. – Sakurcia… - Oderwałem
swoją twarz od jej włosów. Spojrzałem w dół, przyglądając się dziewczynie. –
Spójrz na mnie, kochanie… - Zamruczałem cicho do jej ucha. Zaprzestałem kiwania
się. Twarz Haruno uniosła się do góry, spoglądając na mnie. Moje obie ręce
momentalnie znalazły się na jej policzkach. Starłem łzy, oraz pozostałości po
nich. Patrzyłem w jej rozżalone oczy, w których gromadziły się ponownie łzy. –
Proszę, nie płacz już. To tylko burza. – Odezwałem się po dłuższej chwili
ciszy.
- Tak, wiem… - Odezwała się drżącym głosem.
Zamknęła na moment oczy. Kiedy je otworzyła, było w nich widać niepewność i
skruchę. – Jednak… Nie wiem, czy ty po raz drugi nie chcesz mnie wykorzystać… -
Na te słowa moja szczęka zacisnęła mi się mocno.
- Sakura… Gdybym chciał cię wykorzystać, to
już byś tu leżała. – Patrzyłem na nią przenikliwie. Uśmiechnąłem się
delikatnie. Pogłaskałem zielonooką ponownie po policzku. – Jesteś dla mnie
wszystkim, jeszcze tego nie rozumiesz? Przez te trzy lata zrozumiałem swoje błędy
i to jak bardzo się od ciebie uzależniłem.. – Jej źrenice, z każdym moim
wypowiedzianym słowem robiły się coraz większe. – Tak. Ja Sasuke Uchiha, mówię
to tobie, Sakuro Haruno. Uzależniłem się od ciebie i nie umiem już bez ciebie
żyć. – Kiedy zakończyłem, zapadła chwilowa cisza, którą przerwała zielonooka.
Nic nie mówiąc podniosła się z zajmowanego miejsca, po drodze łapiąc mnie za
dłoń i pomagając wstać.
Stanąłem naprzeciwko niej, pochylając się.
Uwiesiła swoje dłonie na mojej szyi, stając na palcach. Złączyliśmy swoje usta
w namiętnym acz delikatnym pocałunku. Oplotłem ją dłońmi w talii, pogłębiając
pocałunek.
- Wybaczam ci wszystko, co było, Sasu.. –
Szepnęła, po między całusami. Uśmiechnąłem się delikatnie. Oderwaliśmy się od
siebie. Przytuliłem ją delikatnie, kładąc swoją głowę na jej ramieniu.
- Tęskniłem, kochana. – Szepnąłem jej na ucho.
– Daisu daisuki*, Sakura-chan. – Dodałem po chwili. Czułem jak się uśmiecha.
Przejechała palcami po moich włosach. Miły dreszcz rozszedł się po moim ciele.
Zamruczałem na tą pieszczotę.
- Ja ciebie też, Sasuke-kun… Ja ciebie też.. –
Zamruczała cichutko, jak kotka. Już nic więcej nic nie mówiliśmy. Liczyła się
ta chwila.
Miesiąc później…
Wszystko wydawało się na swoim miejscu. Razem
z Sakurą od trzech wygodni, mieszkamy razem. I powoli się nam układa. Kupiliśmy
ten domek na wzgórzu. Okazało się, że działka ciągnie się na kilkanaście
hektarów, prawie pod tor wyścigowy. Odrestaurowaliśmy cały budynek, wraz ze
stajnią. Powiększyliśmy ją dodatkowo. Stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej,
ponieważ łatwiej będzie nam się z tego utrzymać, wynajmując boksy. W dodatku za
dziesięć miesięcy powinniśmy mieć młodego źrebaczka. Tak, dopuściliśmy Akaia do
Sayonary. Teraz wiedziemy przyjemne życie u swojego boku.
- Sasuke, muszę ci o czymś powiedzieć… - Z za
moich pleców wychyliła się Sakura ze zmieszaną miną. Spojrzałem na nią
pytająco. Nic nie odpowiadając, podała mi mały plastikowy przyrząd, na którym
były dwie kreseczki. To był tester ciążowy. Moje oczy rozszerzyły się do granic
możliwości. No nie możliwe. Będę ojcem? Spojrzałem na Sakurę lekko
przytroczony.
- Czy to to, co ja myślę, że to jest to…? –
Na moje pokręcone pytanie, Haruno skinęła głową niepewnie. Automatycznie
wstałem z zajmowanego miejsca, rzucając urządzenie na stolik. Porwałem w
ramiona ryżowłosą, okręcając ją w koło własnej osi. – Tak się cieszę… -
Szepnąłem jej na ucho, kiedy już stanęliśmy. Spojrzała na mnie z delikatnym
uśmiechem. Złapałem oburącz za policzki, pochylając się do przodu i składając
na jej ustach pocałunek. Teraz będziemy szczęśliwi już na zawsze….
____________________________________
Hm... Nie wiem co mówić. Może tak, że po pierwsze, przepraszam za opóźnienie. Mam nadzieję, że partówka świąteczna się Wam wszystkim podoba. Co prawda nie zamieściłam hentai, ale nie miałam jakoś na nie siły. Co dalej...
Ano, WESOŁYCH I POGODNYCH ŚWIĄT, oraz WESOŁEGO NOWEGO ROKU, żeby wam się wszystko spełniało ^^.
To chyba tyle. Partówka posiada aż 10 stron w Wordzie. Don't COPY, Bo z siekierą pod oknem się pojawię -.-
Do następnej noty, w takim razie ^^.