sobota, 20 lipca 2013

Zwój 8





          Chciałbym, żeby ta ciemność w końcu miała swój kres. Mam już dość tej bezczynności. Moja pamięć od pewnego czasu szwankuje. nie pamiętam większości wspomnień. Cóż. Może tak już jest?
Dla mnie już nic nie jest pewne. Czuję, że mój mózg powoli zaczął wracać do normalności. Ale tonie jest jeszcze to. Słyszę odbijającą się wodę. Jednak jej nie widzę. Słyszę również pikotanie jakby... Serca? Wszystko powoli staje się co raz wyraźniejsze. Ruszam w stronę dochodzących dźwięków. Mój oddech staje się co raz bardziej przyspieszony.

          Staję przed czymś w rodzaju bramy. Jasnej i wyraźnej. To zza niej wydobywają się owe dźwięki. Chwilowo się zamyślam. I w tym samym momencie uświadamiam sobie, że w dłoni trzymam klucz. Spoglądam na niego. Pozłacany i stary. Niepewnie wsuwam go do dziury, po czym przekręcam. Pasuje. Kąciki moich ust uniosły się nieznacznie ku górze. Pchnąwszy bramę, wszedłem. Wrota zatrzasnęły się za mną, z głośnym hukiem. Nie zwróciłem na to jednak zbyt wielkiej uwagi. Teraz mój umysł pochłonęła biała i dość spora kropka. Moje nogi same prowadziły w jej stronę. Czułem się jak przyciągana ćma, do jarzeniówki. Nie mogłem się opanować chęci poznania owej "kropki", która po parudziesięciu krokach, stała się plamą na wysokość około dwóch metrów i szerokość półtora metra. Stanąwszy przed, zacząłem mieć myśli o powrocie. Czy to nie jest aby druga brama? Zza niej dobiegają oprócz pikania i skraplania się wody, również inne dźwięki, takie jak szelest pościeli, szum wiatru i coś w rodzaju łyżki albo widelca, obijającego się o talerz.

           Westchnąwszy, zrobiłem krok w stronę bieli. Uniosłem lewą rękę, po czym wsadziłem ją w biel, która rozbłysła tak jaskrawie, że oślepiła mnie. Kiedy ponownie moje oczy zaczęły normalnie widzieć, zauważyłem, że leżę. Zamrugałem otumaniony tym faktem. Moje uszy również powróciły do normalnego stanu, przez co usłyszałem wszystkie aparatury, które o dziwo były przytwierdzone do mojego ciała. Co tu się działo? Czy ze mną było aż tak źle? Hyh... Mój wzrok po kolei przesuwał się po maszynach. Ostatnią rzeczą, jakiej nie chciałem zobaczyć, był woreczek z płynem, inaczej potocznie nazywany - Kroplówką. Moje niezadowolenie wzrosło widząc to cholerstwo. Odwróciłem głowę w drugim kierunku, napotykając leżącą głowę Sakury, która... Spała. Wsparta na dłoni, z delikatnie rozdziawionymi ustami, wyglądała uroczo. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jednak coś jeszcze przykuło moją uwagę. Ból. Potworny ból, objawiający się w okolicach żeber. Zacisnąłem dłonie w pięści i zacisnąłem szczękę. Ledwo mogłem oddychać. 

           - Sakura. - Wyszeptałem ledwie. Nic. Poruszyłem się niespokojnie, trochę ją popychając. Dziewczyna od razu się obudziła. Zza moich zaciśniętych na maksa zębów wydobył się głośny syk ze słowem 'pomóż'. Haruno natychmiast zareagowała, odchylając się na szafkę, na której leżała strzykawka, pewnie z morfiną. Otworzyła wenflon, po czym włożyła końcówkę strzykawki w otwór, którym wpuściła lek. Zabolało jeszcze bardziej, kiedy wciskała tłok. W myślach zacząłem przeklinać ją i to cholerstwo.

           Kiedy Sakura zaprzestała wtłaczania we mnie tego świństwa, zaczęło się ono rozprowadzać na wszystkie części mojego cholernie obolałego ciała, powodując przyjemne odrętwienie. Och, to było to. Rozluźniony, spokojnie mogłem teraz oddychać. Moje otwarte już oczy, skierowałem na różowowłosą, która przyglądała mi się ze spokojem.

          - Co? Mam coś na twarzy? - Zapytałem się po pewnie jakichś dwudziestu minutach. Pokiwała przecząco głową. - To jaki jest powód twojego przyglądania się mojej osobie? - Kolejne pytanie padło z moich ust. Jej lewa brew uniosła się ku górze, a na czole pojawiła się dość spora zmarszczka.

          - Nie, nie. - Odezwała się. - Patrzę, czy nie masz uczulenia na ten lek. I z tego co widzę, nie masz. - Odetchnęła. Czyli to nie była morfina? O rzesz.... To co to za lek? - To ibuprofen zmieszany z ketanolem i paracetamolem. - Odpowiedziała na moje nieme pytanie. Że kurwa co? - Nie są groźne, oczywiście w odpowiednich dawkach. Po za tym byłeś nieprzytomny przez tydzień. - Westchnęła - Musieliśmy na rzecz twojego stanu zdrowia odmówić dalszego uczestnictwa w misji. - Zakończyła, chowając twarz w dłoniach. 


          Że jak? No nie... To znaczy, że teraz będziemy wracać z powrotem? Niech no ja tylko wydobrzeję... Już ja im pokażę, co to znaczy rezygnować z misji!. Oj zobaczycie...



______________________________________________


Z góry od razu przepraszam. Rozdział może i nie co dłuższy, jednakże jest tu jeszcze parę wątków do rozdzielenia. No i natychmiast przepraszam za takie opóźnienia >.< ...! Mój kochany komputer przy okazji popsuł się jeszcze z dwa razy po drodze pisania tego rozdziału, co nie było zbyt miłe.

Ano, następny rozdział przewiduję albo na koniec lipca, albo na początku sierpnia. Jednakże, mam nadzieję, że szybciej się pojawi. Cóż, mam nadzieję, że ta część trochę chociaż przypadnie wam do gustu.
Na  h-o-c  nota powinna się pojawić za jakieś trzy dni, może troszkę więcej.
To byłoby na tyle.

Bye :3

Obserwatorzy

LAYOUT BY OKEYLA