piątek, 30 listopada 2012

Zwój 2



"Nigdy nie mów nigdy, bo może to obrócić się przeciwko Tobie."

 


Sakura
     Znalazłam go. Po dwóch długich dniach poszukiwań. Najpierw odnalazłam kryjówkę, a zaraz potem Sasuke. Teraz stoję naprzeciwko niego, z zaciśniętymi rękoma w pięści, gotowa do walki. Patrzymy na siebie jednocześnie zdziwionym, jak i nienawistnym wzrokiem. Mierzymy się, jakbyśmy oceniali kto jest silniejszy i kto ma większą przewagę. Marszczę brwi, uśmiechając się zadziornie. Wiatr zaszumiał, ocierając się o moje policzki i mierzwiąc mi we wszystkie kierunki włosy.

      - Po tylu latach, w końcu się spotykamy... Sakura. - No proszę, pamięta moje imię. Wyszczerzyłam się, patrząc na niego nieugięcie. Zeskoczył z półki skalnej, na której przesiadywał. Teraz stoi kilka metrów ode mnie. O nie, Uchiha, tym razem nie dam się nabrać na ten sam trick co tych parę lat temu. Co to to nie.

     - A ja widzę, że nie zapomniałeś mojego imienia. - Zadrwiłam, mrużąc oczy. Ściągnęłam plecak i rzuciłam go gdzieś za siebie. Zaraz potem poszła peleryna, która opadła bezwładnie na ziemię. Mój uśmiech nadal siedział na ustach. Przekrzywił głowę w bok, unosząc jednocześnie prawą brew ku górze.

     - Jonin? Od kiedy? - Zagrał moją taktyką. Odgarnęłam grzywkę na bok, by mi nie przeszkadzała. Nie przestając się uśmiechać, zrobiłam kilka kroków w jego kierunku. Zmrużył oczy, przyglądając się moim poczynaniom. Ja natomiast nic sobie z tego nie robiąc, postąpiłam kolejnych kilka kroków na przód.

     - Jonin ze specjalnością ANBU i medic ninja od trzech lat. - Odpowiedziałam, stając pół metra od niego.

    - Mówisz, od trzech lat? Śmieszna jesteś. - Roześmiał się. Za nim się uspokoił, miał moją katanę przyłożoną do szyi.

    - Twój błąd, Sasuke, że nie uważasz. - Mój uśmiech diametralnie zniknął. A zastąpiła go maska obojętności. Jego obie brwi uniosły się wysoko do góry. Nie ma co zdziwił się.

    - I co mi tym zrobisz? Połaskoczesz? - Zadrwił ze mnie. No tak zapomniałam, że Sasuke zmienia się powoli w psychopatę. Uśmiechnęłam się delikatnie, popychając lekko w bok katanę i przecinając mu ramię. Cienka stróżka krwi popłynęła mu po ręce. Jego psychiczny uśmiech znikł. No cóż, żeby mu pokazać co się umie, trzeba umieć grać twardą osobę.

    - Coś mówiłeś? - Zaszczyciłam go lodowatym spojrzeniem. Odsunął się ode mnie o parę metrów, natomiast ja schowałam szybko katanę. Nie lubię jej zbytnio używać. Chyba, że to konieczne.

    - A więc chcesz, żebym zabił Ciebie? - Nie przejął się tym, że uszkodziłam mu ramię, ani tym, że jest ranny. - A więc dobrze. Sprawdzimy ile potrafisz! - Mówiąc to wyciągnął swoją katanę, ruszając biegiem na mnie. Natomiast ja dalej stałam spokojnie, tylko go obserwując.




Sasuke
     W momencie, kiedy miałem ją przeciąć w pół, ona zniknęła, pozostawiając po sobie tylko płatki kwiatu wiśni. Zmrużyłem oczy, stając w miejscu, gdzie ona stała jeszcze parę sekund temu. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, jednak po kilku sekundach usłyszałem odgłos biegu. Kątem oka dostrzegłem ruch z prawej. Spojrzałem w tamtym kierunku, jednocześnie natychmiast osłaniając się kataną przed uderzeniem Sakury. Zacisnąłem zęby. Po tych kilku latach jednak jest coś warta. Odepchnąłem ją w tył, przecinając na pół. Klon.

    - Cholera. - Zakląłem siarczyście. Widać, była na to przygotowana. Wiedziała, że nie oprę się i stanę do walki. Nie zdążyłem stanąć po ataku, a już poczułem mrowienie w dolnej partii ciała. Spojrzałem w tamtym kierunku. Moje brwi uniosły się do góry w zdziwieniu. Kiedy i jak zdążyła to zrobić?! Linki, odprowadzające chakrę były umieszczone na moim brzuchu. Kiedy pierwsze zdziwienie minęło, zmarszczyłem brwi, obmyślając na szybko plan działania.

    - I co? Zdziwiony? - Z krzaków wyszła Sakura, trzymając w dłoni linki. Jej uśmiech mnie nieco irytował już. Tak samo jak upór i zaciętość. - To jak, posłuchasz mnie teraz, czy walczymy dalej? - Stanęła z tym pytaniem trzy metry ode mnie. Ukryłem twarz pod grzywką, po chwili się uśmiechając.

    - A cóż takiego chcesz mi przekazać? - Zapytałem, spoglądając na niego spod grzywki. Zmrużyła oczy, napinając mocniej węzeł, przez co poczułem mocniejszy przepływ jej chakry. Jej uśmiech ponownie zniknął z twarzy. A zastąpiła go obojętność.

     - Masz do wyboru, albo wrócić ze mną na rozmowę z Hokage po dobroci, albo zaciągnę Cię do Konohy siłą. - Heh. I to ma być to co chciała mi przekazać? Śmieszna jest. Patrzyłem na nią jak na idiotkę.

     - A trzeci wybór? - Zapytałem obojętnie, szykując powoli swój plan B. Przekrzywiła głowę w prawo. Nie zwolniła jednak uścisku żyłki.

     - Chyba śnisz, że masz jeszcze jakiś, Sasuke. - Zadrwiła, z wyraźną satysfakcją. - Coś mi się wydaje, że jedynym tu rozwiązaniem, było by pokonanie mnie i porwanie. Co raczej myślę, że Ci się nie uda. Bo do puki jesteś pod wpływem mojej chakry, nie możesz się ruszyć. Po za tym, Jutsu, które zastosowałam, nie pozwoli Ci się poruszyć bez mojej zgody. - Po raz wtórny na jej ustach zawitał uśmiech. Tym razem złowrogi i z nutką czegoś, czego nie umiem opisać. A więc to tak. Spojrzałem kątem oka w dół. Jej cień jest połączony z moim. Moje brwi uniosły się wysoko do góry. Od kiedy ona potrafi to co klan Yamanaka posiada od dawnych czasów?! Przecież to ich specjalność!

     - Skąd....? - Nie zdążyłem dokończyć pytania, a już mi przerwała śmiejąc się głośno.

     - W ANBU byłam pod dowództwem ojca Ino. To on mnie nauczył tego. Jestem jedyną, którą nauczył tego. - Wyszczerzyła się. Ten jej uśmiech powoli działa mi na nerwy.Mój plan przez to jutsu spalił na panewce. Nie mam zbytnio wyboru.

     - Zgoda, pójdę z Tobą po dobroci. Ale po rozmowie znikam z Konoha.

     - Nie ma sprawy. nie w mojej sprawie jest odpowiadanie na to. - Mówiąc to usunęła jutsu, natomiast żyłki zostawiła, uczepiając je do swojej ręki. Zmarszczyłem brwi. - Dla bezpieczeństwa, żebyś mi nie uciekł.. - Odpowiedziała, za nim zdążyłem zapytać. Przekręciłem oczami, wzdychając ciężko. Co za irytująca kobieta....













Sakura
     Kiedy przybyliśmy do Konohy, nie zdziwiłam się, kiedy przy bramie stał Naruto. Dzień wcześniej wysłałam mu powiadomienie, które mu przyniósł sokół. Stanęłam, a obok mnie Sasuke. Dziś, przed przybyciem ściągnęłam mu żyłki, żeby mógł się bardziej swobodnie poruszać. Jednak za każdym razem byłam w gotowości ponownie go złapać. Opatrzyłam mu ranę na ramieniu, którą sama mu zadałam.

      - No nareszcie jesteś, Sakura! - Uzumaki nie krył swojego zadowolenia tym, że wróciłam. Złapał mnie w pasie, podnosząc do góry i kilka razy okręcając w koło siebie.

      - Naruto, puść mnie! - Warknęłam w jego kierunku. Grzecznie odstawił mnie na ziemię, wiedząc, że jak tego nie zrobi to oberwie. I nawet immunitet Hokage go nie uratuje. Spojrzał przez moje ramię, uśmiechając się tak szeroko, że widać mu było wszystkie zęby.

       - Sasuke! Kopę lat, stary przyjacielu. - Wyminął mnie, ruszając w stronę czarnowłosego, który stał spokojnie, jedynie się przygląc jego poczynaniom. Westchnęłam cicho, składając ręce pod piersiami i czekając na bieg wydarzeń.

        - I ty jesteś Hokage? Konoha schodzi na psy. - Z zażenowaniem patrzył na blondyna, który zatrzymał się gdzieś z krok przed nim. Jego uśmiech zszedł z twarzy, a pozostała maska, którą Naruto wkłada na co dzień, będąc tak ważną osobistością. - Mniejsza. Co ode mnie chcesz? - Sasuke natychmiast zmienił temat.

        - Jesteś potrzebny w wiosce. Niedługo Madara zaatakuje i z naszych informacji wynika, że musimy jak najszybciej zebrać najsilniejsze oddziały, oraz shinobi, którzy wezmą udział w walce. A Ty jesteś potrzebny, żeby egzaminować przebieg egzaminu na jonina, który odbędzie się za trzy dni. Zgadzasz się? - Powiedział wszystko na jednym wdechu. Zapadła chwilowa cisza. Sasuke zmarszczył nienzacznie czoło, co oznaczało, że myśli.

         - Pod jednym warunkiem. - Odezwał się w końcu. Uśmiechnęłam się delikatnie, ledwie zauważalnie. Sasuke kontynuował. - Moja organizacja przeniesie się na ten czas do Konohy. Będzie jako wsparcie. - Zakańczając swój monolog, spojrzał na błękitnookiego z wyższością.

         - Zgoda. Ilu ich jest? - Naruto szybko zadał dodatkowe pytanie.

        - Trójka. - Szybka odpowiedź Uchihy. Uzumakipodrapał się w policzek, myśląc.

        - A tam niech stracę. Twoi podwładni dostaną oddzielne mieszkanie, a ponieważ nie ma tymczasowo więcej niż jedno, trzy osobowe, to będziesz musiał zamieszkać u Sakury. - Szeroko otworzyłam oczy na to co powiedział Naruto. Szybko podeszłam do niego. No nie. Teraz to moja druga natura się pojawiła.

       - Naruto~....! - Warknęłam głośno, stając tuż za nim. Ze strachem spojrzał na mnie.

       - Ale... Sakura-chaan! - Zaczął wymachiwać rękoma na boki. Jednaj na mnie to nie działało. Złapałam go za poły koszuli targając nim na lewo i prawo, w przód i tył. Wkurwiłam się, nie powiem i to dosyć mocno.

       - Nie ma żadnego 'ale', Naruto! Albo załatwisz Sasuke oddzielne mieszkanie, albo Ty nie dożyjesz do porodu Hinaty! - Warknęłam, ciskając pioruny spod mocno przymrożonych oczu. - Masz coś na swoją obronę, czy mogę cię już walnąć? - Zapytałam sarkastycznie.

       - Chciałbym mu załatwić oddzielne mieszkanie, jednak.... - Zaciął się, patrząc na mnie ze strachem. - Jednak w tej chwili nie ma tymczasowo żadnego pojedynczego. - Wymamrotał ostatnie słowa tak cicho, że ledwo je słyszałam. Zmarszczyłam brwi, puszczając go. Wciągnęłam powietrze przez zęby szybko, żeby się uspokoić.

        - Dobra, niech Ci będzie. - Mruknęłam zjadliwie. Spojrzałam na czarnowłosego, który się nam przyglądał z lekkim politowaniem. - W takim razie, chodź. - Uchiha na te słowa, nic nie mówiąc, skinął mi tylko głową. Ruszyliśmy do mojego domu. - Widzimy się jutro, Naruto! - Krzyknęłam jeszcze na odchodne.

________________________________________

Emm... Notka przed czasem. Jakoś tak mnie naszło, żeby to napisać. Mam nadzieję, że się podoba. Będę się starała pisać co raz dłuższe. Choć ten i tak jest troszku przydługi o.O

Dedykacja jak zawsze dla Hattori <3

Coś jeszcze..? Hm.. Ano przecież! Szykuje się partówka przedświąteczna ^^  Już ma z 4 strony w wordzie XD I może uda mi się tak dojechać z nią do 7- 8. xD

To wszystko. See You~!

sobota, 17 listopada 2012

Zwój 1


 - Sauke, nie odchodź! Błagam... - Zrobiłam krok na przód. Łzy leciały mi ciurkiem. Nie przejmiowałam się tym. Zrobiłam kolejny krok. - Jeśli odejdziesz, będę krzyczała tak głośno, jak się tylko da. Obudzę nawet całą wioskę, jeśli zajdzie taka potrzeba!. - Krzyczałam na chłopaka, stojącego prze de mną. - Pamiętasz, nasze pierwsze spotkanie? Pamiętasz co wtedy powiedziałeś? - Grałam na ostatku swoich nerwów. Jeśli to zrobi.. Jeżeli odejdzie, to ja sobie tego nigdy nie wybaczę. Zamknęłam oczy, robiąc kolejny krok. I to właśnie wtedy usłyszałam pierwszą część tych bolesnych słów.

 - To nie tak jak myślisz, Sakura. Ja po prostu muszę odejść. To nie miejsce dla mnie. Konoha to już nie mój dom. - Odpowiedział. Spojrzałam na niego zszokowana. Co raz bardziej traciłam nadzieję. Nie tego chciałam. Nie. To nie może się tak skończyć. Nie może. Pokręciłam głową na boki.

 - Ale ja Cię kocham Sasuke! KOCHAM! Jeszcze tego nie rozumiesz?! - Wywrzeszczałam w efekcie rozpaczy i rozpadu całkowitego mojego serca. Drgnął. Spojrzał na mnie przez ramię. Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem.

 - A ja nadal twierdzę, że jesteś irytująca. -  Kiedy to usłyszałam, moje serce całkiem się rozerwało. Głęboka rana, z której zaczęła się sączyć szkarłatna krew. To nie tak miało być. Nie...

 - Ale ja... Ja zawsze będę Cię kochała. Choćby nie wiem co.! - Kiedy wypowiedziałam te słowa, poczułam na moim policzku wiatr. Otworzyłam szeroko oczy słysząc słowa Sasuke.

 - Sakura.... Dziękuję. - Uderzenie

 - Sasuke...  - I zapadła ciemność. Straciłam przytomność.




Moje wspomnienie przerwał Naruto, który mamrotał coś pod nosem, podpisując kolejne dokumenty. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wszystko było tak dziwne. Minęło siedem lat od kiedy Sasuke odszedł.

 - To kiedy mam ruszać? - Spytałam. Kolejna misja rangi A. Mam odnaleźć dotychczasową kryjówkę Taki. Po czterech latach, od kiedy widziałam Sasuke ostatni raz, mam znaleźć jego miejsce zamieszkania. Heh. Paradoks ciągnie za sobą paradoks.

 - Jeszcze dziś. Masz wziąć wszystko co potrzebne. Czekam na Ciebie pod południową bramą za trzy godziny.  - Skinęłam głową, rozumiejąc wszystko co mi powiedział. Odwróciłam się, po czym wyszłam z pomieszczenia Hokage, a zaraz potem z budynku. Szybkim krokiem przeszłam przez główną dzielnicę Konohy, kierując swe kroki do małego domku, gdzie aktualnie mieszkałam. Kiedy znalazłam się przed zamierzonym budynkiem, wyciągnęłam klucze, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Trzy godziny to nie wiele.

  Weszłam na piętro, kierując się do swojej sypialni. Złapałam po drodze swój plecak. Zapakowałam do niego potrzebne mi medykamenty, broń dodatkową, zwoje oraz prowiant i ubranie do przebrania. Z biurka zabrałam kabury z podstawową bronią oraz pieniądze. Szybko się przebrałam w strój Jounina. Kilka zwoi włożyłam w kieszonki na kamizelce. Zaczepiłam jedną kaburę na biodrze, a drugą na swojej lewej nodze. Do drugiego biodra przyczepiłam swoją katanę. Podeszłam jeszcze do łóżka. Uklękłam, wyciągając spod niego śpiwór i uczepiając go na plecaku.

  Spojrzałam na zegarek. Idealnie. Zostało mi jeszcze kilkanaście minut na dojście do bramy. Zeszłam na dół z plecakiem. Włożyłam na nogi wysokie buty, cholewą sięgające mi prawie do kolan. Złapałam jeszcze za pelerynę z kapturem i wyszłam, zamykając drzwi wejściowe na klucz. Ruszyłam w stronę południowego wyjścia z wioski.





 Z tego co się dowiedziałam, to na początek miałam sprawdzić starą miejscówkę Orochimaru. Potem kryjówkę Akatsuki. Dwa miejsca tak daleko od siebie oddalone. Jedna niedaleko wioski mgły, a druga w pobliżu wioski piasku. Ech.. Ta misja nie jest na tydzień. Ta misja jest na co najmniej miesiąc!

  Skacząc po drzewach rozglądałam się, czy nikt mnie nie śledzi. Sprawdzałam, czy czyjaś chakra nie czai się w pobliżu. Jak na razie nic takiego mnie nie zaalarmowało. Na całe moje szczęście.

  W drodze byłam już z dobrych kilka godzin i zaczynało się powoli ściemniać. Jednak ja chciałam dobiec do najbliższej wioski, gdzie mogłabym pójść normalnie spać w łóżku. Gdzie nie będę musiała rozpalać ogniska, które niepotrzebnie by przyciągnęło kogoś, albo coś.


  Minęły może jeszcze z dwie godziny, kiedy zauważyłam po między drzewami zarysy małej wioski. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nareszcie. Zeskoczyłam z drzewa, ponawiając swój bieg. Nie minęło piętnaście minut, a byłam na miejscu. Ze spokojem weszłam na główną ulicę. Mój wzrok prześlizgiwał się z budynku na budynek, w poszukiwaniu hotelu, bądź czegoś w ten deseń. W końcu moje poszukiwania odniosły skutek. Znalazłam mały hotelik, do którego natychmiast weszłam.

 - Dobry wieczór. - Młoda recepcjonistka na moje słowa spojrzała się miło, słysząc mój głos. Podeszłam do lobby. - Chciałabym wynająć pokój dla jednej osoby na jedną noc. - Wyprzedziłam jej pytanie. Skinęła głową, odwracając się za siebie i ściągając z półki kluczyk. Podała mi jeszcze zeszyt, do którego musiałam się wpisać. Podziękowałam jej, po czym ruszyłam na wskazane mi wcześniej piętro.

_____________________________________________

Pierwsza notka na tym blogu. Dlaczego od początku? A bo jakoś tak wyszło ^^" Nie miałam siły bawić się w przenoszenie moich badziewnych poprzednich notek. Wolę zacząć od początku, w lepszym wykonaniu i z lepszą werwą. Mam nadzieję, że nota się podoba. Co prawda to malutki zalążek tego początku. Mam już zarys fabuły, ale jak to u mnie bywa, wszystko może się zmienić xD

Notę dedykuję Hattori, która jak widzę jako jedna z nielicznych chyba we mnie wierzy ^.^

To tyle na dziś.
See You! :3

sobota, 3 listopada 2012

Już niedługo

Witam. Niedługo na tym blogu pojawią się przeniesione notki opowiadania http://szklane---marzenia.blog.onet.pl
Proszę cierpliwie czekać ^^

Pozdrawiam Saya

Obserwatorzy

LAYOUT BY OKEYLA