sobota, 11 lutego 2012

"Nadzieja Matką głupich"




                    Chodzę po parku, rozmyślając. O czym? O życiu.. O moim przeklętym życiu, który jeszcze tak niedawno był normalny. Ba! Był idealny. Pogłaskałam swój lekko 'wzdęty' brzuch. Uśmiechnęłam się lekko.. Taa.. Jestem w ciąży. To już trzeci miesiąc. A jak to w ogóle się stało? Już wam opowiadam...


                     - Sakura! - Usłyszałam krzyk dochodzący z parteru mojego małego domku. Westchnęłam przeciągle, przymykając oczy i krzywiąc się. Dziewczyny mnie dziś wyciągają na przyjęcie urodzinowe Kiby. Heh.. Sądzą, że poczuję do niego miętę.. Och, jak bardzo się mylą.! Wstałam z kozetki, na której siedziałam. Spojrzałam jeszcze raz na siebie w lustrze, po czym wyszłam z sypialni.

                        - Już, już... - Mruknęłam cicho, kiedy Ino mnie po raz któryś zawołała. Zeszłam po schodach w japonkach na obcasie. Kiedy już znalazłam się w holu, przywitałam się z dziewczynami. Złapałam czarną, skórzana kurtkę. Z tego co pamiętam, to jedziemy motorami. Z wieszaka na małe akcesoria, zabrałam klucze od mojej drogiej Suzuki. - Ikuzo. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie, machając ręką, by poszły za mną.

                        Weszłyśmy do garażu, gdzie znajdował się mój samochód - Wyścigowy, terenowy i podrasowany Suzuki Grand Vitara, oraz motor- Suzuki GSX-R 1000. Otworzyłam automatycznie drzwiczki. Wyprowadziłam motor, stawiając go na podnóżku i czekając na moje przyjaciółki, które jak na zawołanie wskoczyły na swoje motory i odpaliły silniki. Ruszyłyśmy w stronę domu Inuzuki.

                         Zsiadłyśmy z motorów. Kiwnęłam głową, na znak, że możemy już iść. Weszłyśmy po schodach. Przy otwartych drzwiach (A może lepiej powiedzieć, że wyważonych?), leżał Naruto, który w tej akurat chwili powoli próbował się podnieść, masując głowę. Prychnęłam niedosłyszalnie. Co jak co, ale Leżący Naru, to dosyć częsty widok. Głośna muzyka dochodziła z wnętrza budynku. Westchnęłam, stając nad blondynem i bez słowa podając mu pomocną dłoń. Złapał ją, a ja pociągnęłam go lekko do góry, pomagając wstać.

                           - Ohayo, Sakura-chan. Domo, arigatou. - Przywitał się i podziękował. Uśmiechnęłam się delikatnie. Skinęłam tylko głową, nic nie mówiąc, po czym weszłam do domu Kiby. Rozejrzałam się w koło. Hm... Dużo mi nie znanych ludzi. Zdjęłam z siebie czarną kurtkę, wieszając ją na pobliski wieszak. Moja zielona bluzka, na ramiączkach jednak była dobrym pomysłem. W salonie było duszno.. Na podwórku, za domem, w basenie pływało także sporo ludzi. Huh.. No proszę, zabawa na całego! Uśmiechnęłam się niedbale, po  ruszyłam do stołu, gdzie była tak zwana samoobsługa. Złapałam szklankę i nalazłam sobie ponczu. Upiłam łyk, po czym się skrzywiłam. Alkohol? Ugh.. Zamorduję, jak tylko go dorwę! Zacisnęłam dłonie na szklance, tak mocno, że biedne naczynie nie wytrzymało i pękło na drobne części, rozsypując się po posadzce.

                               - Świetnie. - Mruknęłam, patrząc na swoją dłoń, która pokrywała się co raz to większą ilością krwi. Jeżeli nie usunę tego szkła z ran w ciągu kilkunastu minut, może mi się wdać zakażenie. Skrzywiłam się. Wyciągnęłam komórkę, wystukując w niej odpowiedni numer. Dwa sygnały. Po nich usłyszałam tak dobrze mi znany głos mojego wkurwiającego brata.

                                 - Czego chcesz? - Zacisnęłam usta w wąską linię. Wzrokiem obiegłam całą imprezę. Westchnęłam.

                                 - Przyjedź tu z naczepą. Mam rozjebaną rękę. - Powiedziałam to na tyle głośno, by mnie usłyszał. Usłyszałam jak odkłada słuchawkę telefonu. Schowałam swój do kieszeni, kierując się do wyjścia z budynku. Mój kochany, przyrodni braciszek wiedział gdzie się wybieram, gdyż mieszkamy razem. Rodzice zostawili nam dom w spadku. Podeszłam do swojego motoru. Oparłam się o niego, czekając. Wiedziałam, że przyjedzie. Skąd? Po prostu.. On jest ode mnie starszy, przy czym również jest za mnie odpowiedzialny. Z resztą nie jest też moim prawdziwym bratem, tylko przeszywanym. Mój ojciec zakochał się w jego matce. Skrzywiłam się, na wspomnienie tego. Spojrzałam w prawo. W ulicę, gdzie była impra, skręcał właśnie samochód mojego brata.

                                 Samochód stanął. Czekałam, aż wysiądzie z niego moje kochane zło. Nie musiałam czekać długo. Już po chwili pojawił się obok mnie czarnowłosy chłopak. Uśmiechnęłam się leciutko w jego kierunku, pokazując zakrwawioną dłoń. Uniósł jedną brew ku górze.

                                   - Co żeś ty sobie znowu zrobiła? - Jęknął, niezadowolony. Odsunęłam się od motoru, pozwalając mu na to, by go załadował na naczepę. Ja sama jakoś wsiadłam do czarnego, terenowego Porshe.



***

 

                           Wysiadłam z wozu mojego brata, krzywiąc się. Ból w ręce był co raz mocniejszy. Nie uśmiechało mi się to wszystko. Otworzył mi drzwi frontowe, kiedy wturlałam się po schodkach, na ganek. Weszłam, spuszczając jeszcze bardziej głowę. Byłam na tym przyjęci może z dziesięć minut, a już sobie zrobiłam krzywdę. Nie jestem z tego powodu zadowolona. Nawet nie dałam Kibie prezentu! Westchnęłam przeciągle, ściągając swoją czarną kurtkę i wieszając ją na najbliższym wieszaku. Jęknęłam z bólu, kiedy pociągnął mnie przez korytarz. Zacisnęłam usta w wąską linię. Nie opierałam się, gdyż wiedziałam jak to mogło by się dla mnie skończyć. Odruchowo dotknęłam swojego policzka, przypominając sobie ostatni raz, kiedy mu się postawiłam...

                           Weszliśmy do przestronnego pomieszczenia, którą okazała się łazienka. Puścił moją dłoń, w czego wypadku stanęłam i czekałam, aż znajdzie apteczkę i potrzebne przyrządy, jak pincetę i lupę. Uniosłam swoją dłoń pod światło. Oprócz krwi mieniła się, przez szkiełka w niej, kilkoma innymi kolorami. Uśmiechnęłam się w duchu. Jakie to musi być piękne, być takim kolorem... Jest się wtedy takim spokojnym i zrównoważonym.. Westchnęłam, słysząc zbliżającego się bruneta.

                             - Chodź. - Nakazał, ponownie łapiąc mnie dość mocno za nadgarstek. Skrzywiłam się tylko. Wyszliśmy z łazienki i udaliśmy się teraz do jego pokoju. Zawsze tam idziemy, kiedy coś mi się stanie. Czemu? Dobre pytanie... Heh. Nigdy sobie na nie nie odpowiem.

                             Otworzył drzwi do swojego pokoju i ciągnąc mnie za nadgarstek, wparowałam za nim do sypialni. Puścił moją dłoń, a ja jak zwykle usiadłam na jego łóżku. Postawił wszystkie przyrządy na stoliku, a sam udał się pewnie po szmatkę do łazienki. Podparłam głowę na zdrowej dłoni, czekając, aż wróci. Zwykle tak spokojnie nie było podczas opatrywania mi ran. Zawsze docinaliśmy sobie zdrowo. Hn.. Czyżby coś się w nas zmieniło? Tego także nie wiem. Zamknęłam oczy. W mojej głowie wytworzył się jakiś obraz - Ja i Sasuke, na polanie. Trzymamy się za ręce. Mamy tutaj może z sześć lat... Moje krótkie włoski falowały na wietrze. Patrzymy na jeziorko przed nami. Uśmiechamy się... Ach, jakie piękne wspomnienie z dzieciństwa. Lecz zaraz po tym wspomnieniu... Kilka lat później, zostaliśmy osieroceni przez rodziców. Zostawili nam spadek.. Nie ważne jak umarli. Już nie...

                                 Uchyliłam swoje powieki, widząc Sasuke przed sobą, uśmiechnęłam się życzliwie. Nie chciałam się dziś kłócić. Syknęłam, kiedy wyciągnął mi z dłoni sporawy odłamek szkła. Moja ręka znowu zaczęła krwawić. Rzucił odłamek na małą tackę chirurgiczną. Uniosłam jedną brew. Czyli był przygotowany na coś takiego? Przyglądałam się jego delikatnym ruchom.

                                   Sasuke stał się moim darmowym oraz i prywatnym lekarzem- bratem. Studiował medycynę. Każdą klasę. Nie ma dla niego nie znanej choroby. Jest doktorem od wszystkiego. Mógł by wyleczyć każdego, a zajmuje się tylko mną. Nie ma co.. Gdyby był lekarzem dla każdego, to nie miał by czasu, żeby się zająć mą osobą. Uśmiechnęłam się, kiedy ostatni odłamek wylądował na tacce.

                                     - Zgaduję, że rozwaliłaś szklankę. - Zainteresowało go, co się mi stało? Łał. To po raz pierwszy.! Skinęłam lekko głową, potwierdzając jego słowa. Nalał na watę spirytusu salicylowego. Zmarszczyłam nos. Nienawidzę tego zapachu. Spojrzał na mnie, po czym uśmiechając się, przyłożył do moich ran ową nasączoną tym ohydztwem, rzecz. Zamknęłam oczy, jednocześnie zaciskając zęby najmocniej jak tylko mogłam. Nie powstrzymałam się jednaj od syknięcia.

                                      - Kurwa! - Wrzasnęłam, prawie mu w twarz. Odsuną watę od ręki, która przestała momentalnie krwawić. Dyszałam ciężko z bólu, jaki wywołał mój drogi braciszek. Może i był lekarzem, ale, kurwa, co z tego, kiedy muszę znosić takie cierpienie!? Kiedy trochę mój oddech się wyrównał, spojrzałam na niego z mordem w oczach. Ten idiota jednak nic sobie nie robiąc, uśmiechał się od ucha do ucha i zbierał wszystko. - Ty.. - Wychrypiałam. Złapałam go za białą koszulę, ciągnąc go tak, by spojrzał mi w oczy. - Znowu to zrobiłeś! Kurwa, ile mam tego jeszcze znosić!? - Krzyknęłam na niego wściekła. Łzy spływały mi po bokach twarzy. Byłam wściekła. Moje czerwone policzki, zrobiły się prawie bordowe ze wściekłości. Zacisnął usta. Zastanawiał się. Jedną dłoń uwolniłam z jego koszuli, po czym po raz pierwszy zamachnęłam się i uderzyłam go z całej siły w policzek. Puściłam go całkiem, zrywając się z miejsca i uciekając z jego sypialni. Przymknęłam oczy. Otwierałam już drzwi, kiedy on mnie złapał za przegub ręki. Pociągnął mnie i postawił pod ścianą. Zakleszczył mnie swoim ciałem. Jęknęłam, kiedy ścisnął moją już i tak dosyć obolałą dłoń. Zamknęłam oczy, odwracając głowę. Wiedziałam, że znowu to się stanie. Znowu oberwę, za to co zrobiłam. Czekałam na cios. Ale nic się nie działo. Otworzyłam jedno oko. Poczułam jak pochyla się i kładzie swoją brodę na moim ramieniu.

                                 - Zapamiętaj sobie: Nigdy więcej tego nie rób. - Wysyczał mi do ucha, po czym dodał. - Nie będę cię więcej bił. Za to zrobię coś o wiele gorszego. - Rozszerzyłam oczy, zszokowana. On przecież jest psychopatą! Szarpnęłam się. Na nic to. Złapał mnie oburącz za dłonie, zaciskając je mocno. Pociągnął mnie do salonu. A ja, prawie się wywalając na podłogę, musiałam leźć za nim.

                                  Rzucił mnie na kanapę, jak jakąś rzeczą. Jęknęłam głucho. Usiadł na mnie okrakiem, zrzucając z siebie bluzkę, spodnie i bokserki. Zamknęłam oczy, czekając na koniec swojego dziewictwa. Wpił mi się w usta. Ja jednak nie oddałam jego pocałunku, za to ugryzłam go w wargę. Syknął cicho. Odsunął się ode mnie. Zerwał ze mnie wszystkie ubrania. Łącznie z bielizną. Spieszyło mu się. Złapał mnie za nadgarstki, wyciągając mi dłonie ponad głowę. Zamknęłam oczy, czekając na przeraźliwy ból.

                                    Wszedł we mnie brutalnie. Zacisnęłam oczy najmocniej, by nie uronić łez. Jednak nie udało mi się i kilka wypłynęło z pod powiek. Zacisnęłam usta, żeby nie wydać z siebie żadnego jęku. Poruszał się we mnie brutalnie, dziko.. Jakby był spragniony. Moje piersi ściskał tak mocno, że ból razem z jego bolesnym ruchem był nie do zniesienia. Gwałcił mnie, tak jakby było to normą. Ale jednak nie było. Mój pierwszy raz.. I taki brutalny.! I to przez własnego brata! Mój orgazm nie był również przyjemny. Kiedy doszłam, on nadal się we mnie poruszał. Nie zaprzestawał.. To było okropne. Moja pochwa, która już zacisnęła się na jego członku i jego szybkie ruchy, które co raz bardziej mnie bolały. Przyspieszył jeszcze bardziej. Otworzyłam oczy kiedy doszłam drugi raz. Moje oczy poszerzyły swoją objętość, kiedy i on doszedł w końcu, a do mojej macicy wlało się coś.

                                        Opadł na mnie, dysząc ciężko. Nasze spocone ciała emanowały dwiema różnymi energiami. Moja- przerażenie i ból; a jego- podniecenie i spokój..










                   Od tego incydentu minęły dwa, długie tygodnie. A od tygodnia unikam Sasuke, jak ogień wody. To wszystko, czego się dowiedziałam u lekarza tydzień temu, napawało mnie strachem. Nie chciałam, żeby tak to się potoczyło. Ale cóż.. Trafiłam w ręce niewyżytego chłopaka, który jest moim przyrodnim braciszkiem. Cukieraśnie normalnie.

                   Pewnie chcecie się dowiedzieć, co się działo przez zeszły tydzień? Już opowiadam.....


                   [....] Trzy dni po gwałcie, byłam na imprezie, ale tym razem z ochroną (czyt. Sasuke). Wypiłam trochę. Co widocznie nie za bardzo spodobało się bratu i niestety, ale mówiąc 'musimy się zrywać, bo inaczej będzie kiepsko' , miał na myśli kolejny gwałt.Za każdym razem, przez tych kilka dni, kiedy tylko spóźniłam się do domu o godzinę, zaraz było to co tak bardzo nienawidziłam. Zaciskałam wtedy dłonie na pościeli. Nauczyłam się nie jęczeć i nie poruszać się w rytmie jego ruchów. Byłam za każdym razem cholernie spięta.

                   Te trzy dni po pierwszym jego wybryku, dostałam miesiączki. Ale jemu to nie przeszkadzało. To, że to jest ohydne, też go nie odrzucało. Ale co ciekawsze, ani razu mnie przy tym nie uderzył.

                    Dwudziesty trzeci czerwca. Tego dnia poszłam właśnie do lekarza. Od dwóch dni miałam wymioty i złe samopoczucie. Myślałam, że coś nieświeżego zjadłam. Kiedy powiedziałam to mojej lekarce, ta od razu zapisała mi, żebym kupiła testy ciążowe. Podała ich nazwę. Zaszokowana poszłam do apteki i wykupiłam odpowiednie testy.

                    Jeszcze tego samego dnia sprawdziłam w łazience. Test okazał się pozytywny. Z moich oczu pociekły wtedy łzy. Upadłam na kolana, chowając twarz w dłoniach. Słyszałam, jak brat wchodzi do domu. Heh.. Natychmiastowo, przerażona i nadal zszokowana faktem ciąży, schowałam pudełeczko do mojej kosmetyczki, którą natomiast wrzuciłam pospiesznie do szafki. Wyszłam z łazienki, kierując się do swojego pokoju.

                     - Sakura, może zejdziesz na dół? - Usłyszałam pytanie kierowane z parteru. Przystanęłam na chwilę, zastanawiając się jak postąpić. Musiałam zejść i tak, i tak.. Przetarłam zmęczone oczy, po czym zawróciłam w kierunku schodów. Zeszłam po nich na główne piętro domu. Zacisnęłam usta w wąską linię. Znowu zachciało mis się wymiotować. Połknęłam to co mi siedziało już w gardle. Weszłam do kuchni. Usiadłam na jednym z krzeseł.

                      - Co jest? - Zapytałam prosto z mostu. Spojrzał na mnie przenikliwie. Podszedł do mnie, po czym ukucną prze de mną. Zmarszczyłam zdezorientowana brwi.

                      - Ostatnio... Dużo się zmieniło. Nie sądzisz? - Jego pytanie zbiło mnie z pantałyku. Zamknęłam na moment oczy, a kiedy je otworzyłam, westchnęłam i uśmiechnęłam się delikatnie. O taak, zmieniło się i to dużo... Szczególnie w moim życiu.. Nie wiem skąd u mnie było wtedy tyle czułości i... No właśnie czego? Ach, nieważne. Położyłam dłoń na jego poliku. Czułam jak drgnął. Pewnie spodziewał się spoliczkowania. Wyrządził mi tyle krzywdy. A ja mimo to, nadal mu wybaczam.

                       - Też tak sądzę. - Spojrzał na mnie. W jego oczach było widać wyrysowany ból i nieme 'przepraszam Sakura'. Pogłaskałam go po policzku. Uśmiechnął się niepewnie. - Ale to nie zmienia faktu, że zrobiłeś mi największą krzywdę, jaką można zrobić kobiecie. - Mój głos zmienił się z przyjaznego w poważny. Nie błam wściekła, ani nawet zła. Po prostu chciałam mu to wypomnieć. Spuścił wzrok. Westchnęłam przeciągle. Nie powiem mu o ciąży. Jeszcze nie teraz... [...]


                         Od tego czasu właśnie unikam go. Codziennie przeglądam się w lustrze, szczegółowo oglądając swój brzuch. Nie mam najmniejszego zamiaru usuwać ciąży. Co prawda to też połówka Sasuke, ale tym się raczej nie przejmuję. Dowie się w swoim czasie. Nawet, gdyby mi groził śmiercią, to nie usunę tego maleństwa we mnie. W duchu cieszyłam się jak głupi do sera. Ale na zewnątrz martwiłam się co zrobię, kiedy dziecko się urodzi. Mój apetyt z każdym dniem był większy. Szczególnie na rzeczy, których kiedyś nienawidziłam.! Potrafiłam się obudzić w środku nocy, pójść do lodówki i zjeść całe pudełko lodów waniliowych, lub czekoladowych. Codziennie robię zakupy, żeby Sasuke nie zauważ że coś zginęło z przetworów, bo wtedy zacznie coś podejrzewać.








                             Minął miesiąc. Spojrzałam na swój brzuch, zauważając zmianę. Był większy niż ostatnio. Dotknęłam go delikatnie palcami, Rozszerzyłam oczy zdziwiona, czując jak maleństwo się poruszyło. Pogłaskałam się delikatnie w tym miejscu, mrużąc trochę oczy. Uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy nie schodził, nawet w momencie, kiedy mijałam mojego przyrodniego brata. Wyszłam na taras ze świeżą kawą w dłoni. Moja bluzo- koszula powiewała delikatnie na wietrze. Był piękny dzień. Słońce od rana nas witało.

                              Odstawiłam kubek z niedopitym napojem na stolik ogrodowy, po czym ruszyłam na trawnik. Zaczęłam okręcać się w okół własnej osi. Z tego szczęścia, zapomniałam, że Sasuke jest w domu i mi się przygląda uważnie. Kiedy upadłam na tyłek i zaczęłam się śmiać cicho, nie zauważyłam kiedy do mnie podszedł i usiadł obok.

                              - Masz dziś jakieś plany na spędzenie dnia, Sakura? - Zapytał, a ja się mimowolnie opanowałam i spojrzałam na niego zdziwiona. Chwilę się tak zastanawiałam, co odpowiedzieć, ale po krótkiej chwili wymazałam swoje dziwadztwa z głowy.

                              - Iie. - Odpowiedziałam mono-sylabowo.Skinął tylko głową, zakładając dłonie za nią i kładąc się obok na trawniku. Trwaliśmy kilka minut w ciszy, którą przerwał w końcu jego głos.

                              - Znalazłem coś, co wypadło zapewne z twojej kosmetyczki. - Zaczął cicho. Spojrzałam na niego spanikowana. Czy on... ? Usiadł, po czym spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie. - Czemu mi nie powiedziałaś? - Co miałam mu powiedzieć? "Sasuke jestem z tobą w ciąży"? Raczej nie. Wyglądało by to dziwnie. Zapewne by mnie wyśmiał. - Zrozumiałbym... - Mruknął pod nosem. Zapewne do siebie, ale ja i tak to usłyszałam.

                              - Od kiedy wiesz? - Zadałam mu nurtujące mnie pytanie. Zamknął na chwilę oczy, wzdychając ciężko. Przekszywiłam głowę delikatnie na lewo, czekając na odpowiedź.

                              - Od dwóch tygodni. - Odpowiedział, po bardzo długiej ciszy. Teraz to ja westchnęłam. Ponownie dotknęłam swojego brzucha, co zapewne nie uszło uwadze czarnowłosego. Zmrużyłam oczy, uśmiechając się. Odpowiedział mi podobnym uśmiechem. - Mogę? - Zapytał. Otworzyłam natychmiast oczy. Mój uśmiech zszedł z twarzy. Skinęłam niepewnie głową. Odsunęłam rękę. Jego dłonie natomiast dotknęły mojej skóry. Znowu kopnęło. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Sasuke też chyba to poczuł. Patrzyłam na jego zatroskaną twarz. Dziwne... Nie czułam już do niego niechęci, ani tym bardziej strachu o własne życie. Teraz czułam tylko chęć przytulenia się do jego ciała.

                                Od tej pory nasze stosunki się poprawiły. Z tym małym wyjątkiem, że Sasuke, że tak to można powiedzieć, trzyma mnie pod kluczem. Zauważyłam, że się zaczął o mnie martwić. Nie pozwalał mi jeść mało zdrowego jedzenia, a kazał odżywiać się zdrowo. Ale i tak pozwalał mi nadal jeść słodycze. Heh. Tej jednej rzeczy nigdy mi nie zabroni.










                                  Minęło już sześć miesięcy. Jeszcze tylko cztery nie całe tygodnie. Teraz, kiedy mogłam urodzić w każdej chwili, Sasuke był przy mnie. Za każdym razem, kiedy czegoś potrzebowałam, wystarczyło zadzwonić dzwoneczkiem, który mi dał, żebym nie musiała zbytnio nadwyrężać swojego głosu. Mogłam chodzić po pokoju i do łazienki. Nic więcej nie było mi wolno. Nie byłam zbytnio tym faktem pocieszona. Chciałam rozprostować wszystkie kości, ale miałam kategoryczny zakaz, który i tak olewałam.

                                   Zeszłam na parter, trzymając się poręczy jedną dłonią, a drugą głaszcząc się po brzuchu. Stanęłam na stabilnej, drewnianej podłodze. Rozejrzałam się po hollu, po czym ruszyłam do kuchni, w celu przygotowania sobie coś do jedzenia. Kiedy weszłam, moim oczom ukazał się komiczny widok. Sasuke, stojący nad garami, w czarnym fartuchu. Gasił właśnie gaz, który z niewiadomego mi powodu dostał się do jednego z rondli. Zakryłam usta dłonią, starając się nie zaśmiać. Jednak to na nic się zdało. Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i jednocześnie wściekły.

                                     - Powinnaś leżeć. - Powiedział, kiedy się uspokoiłam. Spojrzałam na niego z piorunami w oczach. Nie trwało to jednak długo, bo poczułam silny ból, przeszywający moje całe ciało. Złapałam się za brzuch, zginając w pół. Sasuke natychmiast do mnie doskoczył. Złapał mnie w pasie, a po chwili już byłam w jego ramionach, niesiona do samochodu. Położył mnie szybko na tylnym siedzeniu, a sam po sekundzie znalazł się za kółkiem. Ruszył z piskiem opon. Ja nadal trzymałam się za brzuch, starając się nie urodzić.


                                      Sasuke stanął przy wejściu do szpitala. Wysiadł z wozu i po chwili był ze mną na rękach, kierując się do środka szpitala.

                                      - Cholera. LEKARZA! - Przeklął, po czym wrzasnął na cały szpital. W jednej sekundzie pojawiło się kilka pielęgniarek i dwóch lekarzy z łóżkiem szpitalnym. Sasuke położył mnie delikatnie na nim. Kiedy chciał wziąć rękę, złapałam go za nią, Przytrzymując. - Nigdzie się nie wybieram. - Uspokoił mnie. Kolejny skurcz się pojawił. Tym razem bardziej bolesny i dłuższy. Zacisnęłam swoją dłoń na jego. Wrzasnęłam w przypływie bólu. W kilkanaście sekund, byliśmy już na sali porodowej. Sasuke nadal nie puszczał mojej dłoni. Jakaś pielęgniarka mówiła mi, żebym oddychała szybko przez usta i kiedy skurcz się znowu pojawi, to parła. Tak też uczyniłam.

                                      Po długim czasie, kiedy już myślałam, że nigdy nie urodzę małego, usłyszałam płacz. Głośny płacz, przerażonego dziecka. Oddychałam siężko, wciąż mając zaciśniętą dłoń na dłoni Sasuke. Spojrzałam przed siebie. W tej chwili właśnie owijali moje i Sasuke maleństwo. Pielęgniarka podeszła do nas. Puściłam rękę czarnowłosego, wyciągając teraz obie swoje ręce w stronę niemowlaka. Pielęgniarka podała mi je. Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc czarne włoski na główce.

                                      - Gratuluję córki. - Rzekł lekarz, a ja uśmiechnęłam się szeroko do małej. Nad nami pochylił się Sasuke. Pogłaskał małą po czółku, a potem spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie. Widać było w jego oczach szczęście.

                                       - Daiski... Sasuke-kun. - Szepnęłam cicho. Pochylił sie jeszcze bardziej. Chwilę się przyglądał małej, ale po chwili namysłu spojrzał na mnie. Uśmiechnął się szeroko, po czym wpił mi się w usta. Oddałam pocałunek, równie szczęśliwa co on.

                                       - Hiroe. - Szepnęłam, kiedy odsunął się ode mnie.

                                       - Śliczne imię. - Odpowiedział na moje nieme pytanie. Uśmiechnęłam się ponownie, lekko unosząc się, pocałowałam go jeszcze raz, krótko w rozchylone usta. Oddał pocałunek. - Jestem taki szczęśliwy... - Szepnął mi do ucha.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

LAYOUT BY OKEYLA